Józef Brandt (1841 – 1915) w Desie-Unicum. Uwagi konserwatora sztuki.

Józef Brandt. Bitwa Kozaków z Tatarami pod Bałtą

Znowu zostanę posądzony o stronniczość w stosunku do Desy-Unicum lecz są to jedynie pewne wątpliwości w stosunku do obrazu Józefa Brandta „Bitwa Kozaków z Tatarami pod Bałtą”, który będzie licytowany w tym domu aukcyjnym 11 października 2022: https://desa.pl/pl/aukcje-dziel-sztuki/sztuka-dawna-xix-wiek-modernizm-miedzywojnie-kzi8/jozef-brandt/bitwa-kozacko-ormianska/?qsearch=1. Obraz ten przywędrował z aukcji w Niemczech, gdzie został sprzedany w 2021 roku za sumę 290,000€ (młotek): https://polishartcorner.com/2021/02/27/jozef-brandt-1841-1915-25/ . Obecnie, Desa wycenia tę pracę na 1,600,000 – 2,200,000 złotych (332,000 – 456,000€). Nie są to moje wątpliwości lecz czytelnika, konserwatora sztuki, absolwenta UMK w Toruniu, 25 lat doświadczenia w zawodzie, który oglądał ten obraz ‘na żywo’ na Pięknej 1A. Oddaję głos czytelnikowi cytując jedynie fragmenty listów jakie otrzymałem na temat  tego obrazu (listy były wielowątkowe, stąd fragmenty).

Spać mi nie daje jedna kwestia związana z obrazem Brandta, którego widziałem w Desa Unicum będąc w weekend w Warszawie. Mam podejrzenia, że to falsyfikat. Pan rok temu o nim pisał u siebie na blogu, gdy był pierwszy raz wystawiany na sprzedaż. Teraz jest wystawiony na sprzedaż za kilka dni w D.U. W katalogu aukcyjnym jest informacja o proweniencji, którą są głównie zapewnienia od kolejnych posiadaczy obrazu, jedyna wystawa była w 1926 roku i opublikowane zdjęcie obrazu w Tygodniku Ilustrowanym w 1896 r. Przyglądając się temu zdjęciu, a niby to ma być ten sam obraz, widzę różnice- na zasadzie znajdź dziesięć różnic na obrazku. Obraz jest malowany bardzo poprawnie, malarsko itd., ale patrząc głębiej nie jest to obraz mający 140 lat. Nie ma informacji o przeprowadzonej konserwacji, która musiałaby dokumentować ten efekt końcowy tzw. nówki sztuki. Nie ma żadnej ekspertyzy potwierdzającej autentyczność, typu badania itd.
Wysyłam Panu moje zdjęcia z ekspozycji, oraz te z katalogu wraz z opisami na temat obrazu.

Sygnatura jest ewidentnie poprawiana. Może było coś typu kopia wg. Osobiście znam rewelacyjnego kopistę, który by tak namalował. Jest kilkanaście drobnych różnic, najbardziej partia ziemi na dole, tu trudniej malować bo nie ma wyraźnych szczegołów. Bardziej martwi mnie ta świeżość obrazu. Robię konserwacje to wiem jak wygląda ponad 100 letnie płótno. A tu niemal jeszcze pachnie farbą. (Płotno) Jest bardzo czyste, nie było dublowane, a nie ma pofalowania, odkształceń, deka spękań. Odwrocie ma czyste , nowe krosno. Jedyne co to widać, że wcześniej krosno miało poprzeczkę, no i ta powinna się nieco jak i krosno odbić na licu przy tak starym obrazie i cienkim fabrycznie gruntowanym płótnie, a tego tu nie mamy. Malarsko jest sprawny bardzo, jednak ja widuje tak namalowane kopie. Zawsze są podobne do siebie. Kossaki, Wasilewski, Wierusz dalej żyją i malują.

Dodam, ze obraz nie ma cm retuszu, czy przemalowania oprócz tego graślawego podpisu.

Tyle na temat uwag konserwatora sztuki. Ze swojej strony dodam fotografię z Tygodnika Ilustrowanego (1896) oraz dwa porównawcze zdjęcia sygnatur (proszę kliknąć na nie by je powiększyć). Nie trzeba znać się na malarstwie by stwierdzić, że sygnatura była co najmniej poprawiana, bardzo nieudolnie. Są również inne elementy różniące oba obrazy, które widzę bez okularów, choć przyznaję, że fotografia starej reprodukcji jest słabej jakości i w dodatku czarno-biała a co za tym idzie klisza mogła przeoczyć pewne detale obecne na obrazie widzianym na żywo, czy też inaczej oddać ‘temperaturę’ kolorów na kliszy.

Sygnatura Józefa Brandta z obrazu: https://polishartcorner.com/2017/11/13/jozef-brandt-1841-1915-15/

Skoro powstała dość obszerna dyskusja na temat sygnatury z obrazu z aukcji w Desie, dodałem powyżej sygnaturę Józefa Brandta z innego obrazu: https://polishartcorner.com/2017/11/13/jozef-brandt-1841-1915-15/. Proszę porównać te sygnatury. (10/18/22)

Tak na spokojnie, czy nie warto przy tak sporym ‘odkryciu’ rynkowym poświęcić trochę czasu na dokładniejszy opis o tym co konserwator zauważył i napisał w listach? Wtedy, nie byłoby tego wpisu i kolejnej złości Desy na mnie. Reklama obrazu z podaniem proweniencji to tylko jedna i ważna strona a równie ważne jest spojrzenie konserwatorskie, które może prowadzić do wątpliwości. Prowizja Desy to 20% od kupującego i zdaje się 25% od sprzedającego – może zatem użyć jakiś procent tej kwoty na prawdziwą ekspertyzę a nie tylko książkową informację o proweniencji (to bardzo ważne!) oraz zbędną kilometrową biografię o artyście?

Raz jeszcze podkreślam, że nie walczę z Desą a jedynie chciałbym pozwolić sobie i czytelnikom na inne spojrzenie na wystawiane prace. Dziękuję korespondentowi za ten bardzo rzeczowy list. Jeśli Desa odezwie się to obiecuję opublikować jej replikę w pełnej postaci.

List od czytelnika:

Szanowny Panie,

pozwalam sobie przesyłać wiadomość, gdyż z niemałym zdziwieniem przeczytałem komentarz konserwatora z tzw. Szkoły Toruńskiej, której działania konserwatorsko-atrybucyjne budzą na polskim rynku sztuki, eufemistycznie mówiąc, mieszane uczucia…

Sam jestem prawnikiem i kolekcjonerem Monachijczyków, i przyznam, że obraz Brandta w warszawskim domu aukcyjnym obejrzałem na żywo z duża przyjemnością. Praca z dojrzałego okresu, świetnie zachowana, ze świetnym tematem, doskonałym pochodzeniem i literaturą… Proszę powiedzieć, czego chcieć więcej kolekcjonersko?

W opublikowanej na blogu opinii dziwi mnie jeden fakt – wypowiadania opinii szkodzącej już nie samemu domowi aukcyjnemu, lecz obecnemu właścicielowi obrazu. Przytaczanie tego rodzaju “hipotez” jest krzywdzące i stanowi faktyczne działanie na szkodę właściciela. Przypomnę, że takie działanie ma konsekwencje prawne…

Wspomniany przeze mnie wyżej stan zachowania skonfrontowałem z condition report, który otrzymałem od pracowników domu aukcyjnego. Praca byłą konserwowana przed paroma miesiącami, jest bardzo jednorodnie zachowana. Poruszana kwestia podpisu jest sprawą wtórną – wielokrotnie w obrazach Brandta i innych Monachijczyków obserwować można historycznie poprawiane sygnatury, podwójne sygnowania, czasem też (jak u Brandta) faksymilowe podpisy wykonywane przez dysponentów spuścizny artysty. Nadmienię, co w ogóle w komentarzu nie wybrzmiewa, że zdjęcie z prasy z końca XIX wieku jest w istocie reprodukcją drzeworytniczą z obrazu – nie można więc uznać, że obraz posiada wobec niej “zmienione” detale, gdyż jest na odwrót… Praca zresztą była katalogowana w katalogu MNW, a po jej ujawnieniu w Niemczech konsultowana przez twórczynię tej publikacji.

Przesyłam tę wiadomość, żeby zwrócić Pańską uwagę na mało profesjonale komentarze “specjalistów”, którzy bezwiednie pozostawiają je w przestrzeni internetowej.

Pozdrawiam,

A. O. (10/11/22)

Riposta autora blogu:

Szanowny Panie,

Jako właściciel blogu dopuszczam różne opinie, mogą być kontrowersyjne na temat jaości sztuki, kontrowersyjne na temat wycen w domach aukcyjnych, kontorwersyjne na temat sprzedaży niektórych prac na niekorzyść kupującego (np. plakaty prac Łempickiej za 50,000 złotych czy kilku tysięcy odlewów rzeźb Mitoraja w cenie używanych samochodów), kontrowersyjne na temat rzetelności opisów, kontrowersyjne na temat wiedzy pracowników (sprzedaż falsyfkatów na przykładzie pracy Adama Styki), sprzedaż prac przypisanych innym artystom (np. poruszana na blogu sprawa syna i córki Tadeusza Ajdukiewicza, czy ostatnio mylenie artystów Peske czy Pesce) – wszystko to w Desie. Proszę odszukać i ocenić czy nie miałem racji.

Praca Brandta wzbudziła zainteresowanie bo wygląda na znakomity olej monachijczyka z najwyższej półki, moje niespełnione marzenie, lecz są różne spojrzenia na nią. Spodziewając się jakiś uwag i zanteresowania, w interesie domu aukcyjnego jest go porządnie opisać, również pod kątem konserwacji. Na pewno widział Pan na swoje oczy prawdziwy raport konserwatorski. Może to być niemal książka z fotografiami, opisami operacji wykonanych na pracy. A tutaj Desa nie podała nic na temat a Pan pisze, że obraz był niedawno konserwowany. Gdzie ten raport a właściwie książka opisująca stan przed i po, z dołączonymi fotografiami. Nic takiego nie było i każdy ma prawo kontestować taki stan i o to pytać. Wydaje mi się, że konserwacja tej pracy miała miejsce przed aukcją, być może w Niemczech bo fotografie z tamtej sprzedaży i te z Desy wyglądają na identyczne. Zatem, czy ten oryginalny, z 2021 roku (lub przed), raport konserwatorski jest czy go też nie ma? Czy widział Pan ten raport na swoje oczy czy też opiera sie Pan na zapewnieniu domu aukcyjnego?

Myślę, że jako prawnik kieruje się Pan emocjami zawodowymi szukając potencjalnej ‘sprawy’. Zgadzam się, że każdego można podać do sądu a sąd zawyrokuje w oparciu kto ma lepszego adwokata (obrońcę) bo sąd na malarstwie zna się równie dobrze jak na budowie rakiet kosmicznych. Były przypadki procesów sądowych (Agra-Art, Polswissart) i konkretne przykłady mogę dostarczyć. Straszenie sądem to próba zamknięcia ust krytykom. To bardzo nieleganckie z Pana strony, zwłaszcza, że ceni Pan malarstwo monachijczyków, tak jak i ja je cenię, a zatem moglibyśmy kiedyś podyskutować spokojnie na tym poziomie. Czy będzie Pan straszył Desę za śrubowanie cen na niekorzyść kolekcjonerów? Przykład: słaby i mały olej Szernera z tego samego katalogu Desy został wyceniony na 100,000 – 150,000 złotych, gdy został sprzedany w 2017 roku za ok 60,000 złotych. To nie przyrost wartości tego słabego obrazu a jedynie spekulacja na niekorzyść niezorientowanego kupującego. Będziemy grozić właściclom Desy czy też jest to tylko grożenie w jednym kierunku, tj. moim lub innych krytyków? To tyle o braku elegancji. Czy wolno mi jest pisać, że ten obraz Szernera jest słaby czy też jako prawnik odradziłby mi taką ryzykowną opinię?

Rzeczywiście, obraz Brandta był rytowany przez Edwarda Karola Nicza i prawdopodobnie była to fotografia tej litografii umieszczona w Tygodniku Ilustrowanym w 1896 roku oraz w albumie wystawowym z 1926 roku. Moja wina, że tego nie zauważyłem i zdaję sobie sprawę, że niektóre różnice szczególów mogły pochodzić z braku dokładności w rytowaniu. Dla mnie, ten obraz na pierwszy rzut oka wyglądał na prawdziwy, zwłaszcza po obejrzeniu zbiorowej wystawy prac Brandta w MNW w 2018 roku. Jednak dopuszczam i inną interpretację, bo widziałem doskonałe kopie jego prac, nawet w Ameryce.

Odnoście Pana bardzo lekaceważącego podejścia do „tzw. Szkoły Toruńskiej” to myślę, że nie ma w Polsce lepszej szkoły konserwacji i sam z usług jej absolwenta korzystałem w przeszłości. Otrzymałem obraz odnowiony, usunięte zostały przemalowania, wszystko zostało udokumentowane fotograficznie oraz opisane. Myślę, że gdyby ktoś o Panu napisał, że jest ‘tzw. prawnikiem” to pewnie czułby sie Pan urażony i kto wie czy nowy proces nie byłby gotowy. Do tego samego ‘mojego’ konserwatora po szkole toruńskiej pełne zaufanie miała wcześniej również p. Barbara Piasecka-Johnson. Myślę, że miała dostęp do znacznie szerszego wyboru światowych konserwatorów – tych dla mnie niedostępnych finasowo – może lepszych może gorszych lecz na pewno droższych.

Generalnie, jest to ciekawy temat do dyskusji czy można krytykować autentyczność prac bo może nie ma żadnych falsyfikatów na rynku? W zasadzie, znajdzie się zawsze właściciel oraz prawnik do każdej pracy. Mnie również grożono z Polski (SDA) za opinie na tym blogu. Staram się nie pisać, że dana jest falsyfilatem bez uzasadnienia i od innych wymagam tego samego. Tak było z listem konserwatora w obecnej sprawie.

Osobny wątek, i nie związany z obecna sprawą, to ten, że nie ma w Polsce miejsca na krytyczną dyskusję o stanie rynku, jakości pracach malarskich, cenach, falsyfikatach bo wiekszość prasy boi się reakcji rekinów i pozwów sądowych. Dlatego ten polski rynek tak absurdalnie pnie się w górę jak rośliny w dżunglii do słońca. Przeglądam czasami tytuły polskiej prasy traktującej o sztuce. Większośc prac malarskich nosi określenia ‘wybitne’ a ich ceny będą się zatem rosły w nieskończoność – są zatem gwarancją ‘dobrego interesu’. Mogę służyć przykładami w polemice, jeśli do niej dojdzie, odpowiednimi tytułami i autorami ‘napędzającymi’ polski rynek sztuki.

Może wrócimy do zdania Krasickiego o ‘prawdziwej cnocie która to czegoś się nie boi’?

Z wyrazami szacunku,

JD (10/11/22)

Popatrzmy teraz na sprzedaż tego obrazu Bradta w Desie z punktu widzenia matematyki a wnioski niech każdy sobie sam przetworzy:

  1. Handlarz kupił obraz w Siebers za €290,000 + €72,500 (25% buyers premium) = €362,500
  2. Obraz został sprzedany w Desie za 1,700,000 zł (€340,000)
  3. Kolekcjoner zapłacił Desie: 1,700,000 zł + 340,000 zł (20% buyers premium) = 2,040,00 zł (€408,000)
  4. Handlarz zarobił w Desie: 1,700,000 zł – 340,000 zł (20% prowizji Desy) = 1,360,000 zł (€272,000)
  5. Handlarz jednak stracił na operacji Siebers/Desa: €362,500 – €272,000=€90,500
  6. Jeśli Desa zrezygnowała z prowizji od handlarza to ten stracił jedynie: €362,500 – €340,000 (1,700,000 zł) = €22,500

Ta cała sprzedaż zatem nie trzyma się ‘kupy’ bo handlarz, jak by nie liczyć, altruistycznie dopłacił do niej. Jest jeszcze alternatywne wyjaśnienie lecz boję się o nim napisać. Zresztą, co to mnie obchodzi bo przecież rynek jest krystalicznie czysty.

(10/12/22)


Aby nie być stronniczy, dodaję kilka fotografii sygnatur prac Józefa Brandta, Fotografie wykonałem sam z prac artysty z wystawy w 2018 roku w NM w Warszawie. To porównanie prawdopodobnie nie zmieni zdania u nikogo odnośnie autentyczności pracy z Desy. Zwróciłem uwagę, że sygnatury kładzione są płynnie i pewnie a ich kolor (zwykle brązowy lub ciemno brązowy) łagodnie wtapiają sie w kolorystykę pracy. Sygnatur w kolorze czerwonym lub rdzawo czerwonym nie widziałem. (10/19/22)

14 thoughts on “Józef Brandt (1841 – 1915) w Desie-Unicum. Uwagi konserwatora sztuki.

  1. Za Takie Pieniadze to duży problem.
    Nie jestem zadnym specialistą ale jestem po stronie konserwatora.
    Sama sygnatura mowi sama za siebie.

  2. Chwała Panu konserwatorowi za to ,że otworzył oczy czytelnikom Pańskiego bloga i zwrócił uwagę na problem, jak również uwidocznił brak wiedzy tych wybitnych znawców/specjalistów sztuki pracujących dla DESY UNICUM.
    Konserwator rzetelnie i merytorycznie wypunktował wady pracy, która wyszła rzekomo spod ręki Brandta i pewnie uchronił przyszłego klienta/kolekcjonera przed wydaniem fortuny na jak domniemywam współczesna kopie.

    • Gdyby nie list Konserwatora to, przyznam, sam nie zwróciłbym uwagi na te różnice pomiędzy wydrukiem fotografii z 1896 roku a fotografią współczesną. Sądziłem, że w przypadku tak wysokiej ceny estymacyjnej jakieś badania konserwatorskie i porównawcze zostały przeprowadzone w Desie i nawet mi przez myśl nie przeszło by to było warte sprawdzenia. Miałem i mam nadal zaufanie do firmy (ograniczone niestety licznymi wpadkami) choć nauczyłem się, że należy zawsze podchodzić tak jak Regan podchodził do Gorbaczowa, tj. trust but veryfy. Skłaniam się do opinii, że to jest kopia bo trudno wyjaśnić różnice i dodatki do fotografii sprzed 120 lat, nawet jeśli proweniencja jest 100% i perfekcyjna. Widzę spore zaniedbanie Desy, że te detale umknęły jej uwadze bo warto to było wyjaśnić przed aukcją lub nawet odnieść sie do wątpliwości wyrażonych na blogu. Ubolewam, że firma nie traktuje poważnie innych opinii i nie odnosi się do nich.

  3. Szanowni Państwo,

    Obejrzałem obraz na żywo i z wielkim zdziwieniem skonfrontowałem stan faktyczny z przedstawionym przez konserwatora, któremu zawdzięczamy ten post. Obraz w Desie wygląda dokładnie tak jak powinno wyglądać dobrze zachowane, ze względu na klasę i wartość szanowane przez dziesiątki lat dzieło sztuki. Przyglądając się z bliska widać sporadyczne pionowe spękania farby oraz fragmenty gdzie przeprowadzono w sposób optymalny konserwację ( dotyczy niewielkich miejsc które już przed wojną mogły jej potrzebować ). Absolutnie obraz nie sprawia wrażenia świeżo malowanej pracy, nie widzę najmniejszej wątpliwości co do tożsamości tej pracy z wystawianą w 1926r.w MNW. Gdyby ktoś chciał dopytać o szczegóły – stajnia599@gmail.com . Polecam pracę w 100%. Uważam też, że tak mocna kontestacja autentyczności dzieła ze strony Pana konserwatora powinna być publikowana pod nazwiskiem, inaczej możemy dojść do sytuacji gdy będzie się pojawiać więcej opinii niż faktycznych osób, które będą gotowe ich bronić.

    Z kolekcjonerskim pozdrowieniem
    PC

  4. Prawdopodobnie tym handlarzem/kolekcjonerem który kupił Brandta oraz Zamoyskiego była DESA i z pewnością niebawem ujrzymy raport z dokonanych konserwacji wraz ze zdjęciami na których będzie widać nalepki wystawowe z 1926 roku oraz jak domniemywam jakieś pieczęcie na odwrocie 😉
    Jak również wielce prawdopodobne jest to ,że oba te obrazy ujrzymy w przeciągu 2 lat ponownie w DESIE już z cena proinflacyjną skromnie licząc + 20%

    • To jest tylko Pana hipoteza. Dziurą w niej jest fakt, iż Desa sprzedała ten obraz na publicznej aukcji podając cenę sprzedaży. Liczę, że napisała prawdę bo inaczej byłoby to kłamstwo za które prawnik powinien ścigać z urzędu, zwłaszcza, że firma chce wejść lub może już weszła na rynek papierów wartościowych

  5. Witam,

    Ja bym spojrzał na tą sprzedaż w następujący sposób: aukcja w Siebersie zapowiadała się jako żniwo dla marszandów – oferta zagraniczna przebijała jakością większość rodzimych aukcji, a wyjściowe ceny były niskie. Finalnie jednak ilość rozgrzanych polskich telefonów zdecydowała o mało okazyjnych wynikach licytacji. Znam jedną ofertę na 1,5 mln zł dla tego obrazu w 2021r. Ta znana mi oferta oraz postąpienie 10tys EUR poniżej wygranej czyli 280 tys. EUR netto to intencje prawdziwej chęci nabycia obrazu oprócz zwycięskiej oferty. Zatem wygrana ( która po najniższym ówczesnym kursie mogła być realnie w tamtych dniach w okolicach 1674 tys. zł brutto) i dwie kolejne znane mi oferty (ok. 1627 tys. i 1500.) pokazują że obraz wzbudził żywe zainteresowanie i oprócz wygranego jeszcze kilka osób wyraziło wtedy zainteresowanie. Po półtora roku czy nie mógł się pojawić choćby jeden chętny chcący odkupić powyżej zakupu ( ok. 1627tys) tak by kupujący był coś do przodu? Myślę że to realne by się taki znalazł i ja nie byłbym zdziwiony gdyby obraz został sprzedany. Reasumując stawiam na akcję sprzedażową, a nie jedynie pokazową.
    Co do komentarza nt. odwrocia, tutaj naprawdę nie są konieczne nalepki, obraz jest bardzo pewny.
    W poprzednim komentarzu o tym pisałem. Pozdrawiam
    PC

    • Równiez mi się wydaje, że chętny do odkupienia tego obrazu by się znalazł, jednak dochodzi do ceny sprzedaży w Siebers (€290,000) dodatkowa opłata 25% czyli €72,500. Czyli, obraz musiałby zostać kupiony w Polsce co najmniej za równowartość €362,500 (ok. 1,812,500 zł) by obecny właściciel na nim nie stracił. Ta cena ma się ok 100,000 złotych mniej od wylicytowanej w Desie (1,700,000 zł). Być może nie rozumiem realiów aukcyjnych w Polsce ale to jest tylko matematyka z mojej strony a po drugiej stronie mogą być jakieś nieznane mi układy. Stąd moje zwątpienie do rzetelności podania wyników. Mam swoją teorię o tym co się wydarzyło ale o niej nie napiszę choć chętnie poczytam o tym co inni wiedzą lub myślą.

  6. Już kilka razy w tym roku natrafiłem na artykuły w gazetach, jak również audycje radiowe na temat licytacji i rekordów aukcyjnych, które tak naprawdę służyły wypromowaniu lub uwierzytelnieniu pracy danego artysty. Pisali na ten temat ludzie śledzący ten rynek jak również specjaliści świadczący usługi ludziom którzy są zainteresowani budowaniem kolekcji – oczywiście bez nazwisk, bo nikt nie chce być ciągany po sądach.

    Dopóki rynek nie zostanie uregulowany i po aukcji nie zostanie sporządzony raport sprzedaży przez urzędnika publicznego dopóty będą pojawiać się takie dywagacje.
    Zauważyłem również pewien progres w temacie licytacji na rodzimym rynku, a mianowicie jeden ze znanych Warszawskich domów aukcyjnych kilka dni po aukcji za pośrednictwem portalu artinfo ogłosił, że osoba/osoby które brały udział w licytacji nie wywiązały się z umowy zakupu. Jest to przykre dla domu aukcyjnego, ale świadczy o jego uczciwości i transparentności- jak dotąd pierwszy raz spotkałem sie z czymś takim.

    Wszystko to o czym piszę jest tylko hipotezą i moimi przemyśleniami, które snuje na podstawie artykułów jak również własnej obserwacji rynku sztuki.

    Bardzo jestem wdzięczny czytelnikom Pańskiego bloga , którzy zawierają glos w dyskusji i mimo tego, że nie zawsze mamy takie samo zdanie na dany temat, to pozwala nam to spojrzeć inaczej na pewne kwestie, a przy okazji się czegoś nauczyć.

    Co do mojego poprzedniego wpisu, to zdania nie zmieniam- poczekamy i zobaczymy co czas pokaże.

    Pozdrawiam
    J.W

  7. Czytam, czytam i włos się na głowie jeży! Najpierw na bazie niesprawdzonych rewelacji opluwa Pan wystawiony na aukcje obraz, a gdy się okazuje, że porównuje się zdjęcia oryginału i jego reprodukcji, brnie Pan dalej w spekulacje na temat autentyczności transakcji. A przeszło Panu na myśl, że mógł Pan spowodować iż osiągnięta cena, jest dużo niższa niż mogła by nią być, gdyby nie przyczynił się Pan swoją publikacją do podkopania wiarygodności obrazu? I co, dalej Pan uważa, że zachował się w porządku i lapidarne “sory” załatwia sprawę? Szkoda, że Pański blog, który czytuję od dłuższego czasu i któremu kibicuję z uwagi na wysoki poziom merytoryczny treści, przesiąkać zaczyna niezrozumiałą dla mnie i w końcu, niekonsekwentną krucjatę przeciwko “handlarzom”, a w tym oczywiście i domom aukcyjnym, piętnując chęć zysku i nie daj Boże zarobek. Sam jestem handlarzem i bardzo sobie to cenię. Handlarzem starzyzną raptem ale to my wspólnie tworzymy rynek. I kolekcjonerzy i handlarze. To dzięki wysokim cenom sztuka rodzima wraca nad Wisłę. Oczywiście jest Pan zadowolony, gdy obrazy w Pańskiej kolekcji są wycenione wysoko. Na całym świece docenia się sztukę poprzez cenę. To najprostsza, najstarsza i jedyna metoda wyniesienia sztuki na firmament. Było dobrze gdy naszą École de Paris można było kupić za parę franków w Paryżu? Gdy walała się po kartonach, sprzedawana lotem na Porte de Clignancourt. Szkoda, że usuwa Pan nie wygodne wpisy, jak ten od pana prawnika. Wbrew pozorom, gramy do jednej bramki.
    Może więcej refleksji i mniej złośliwości? Zyska na tym profesjonalizm. Tak po za tym, gratuluję bloga.
    Pozdrawiam, PanPaser

    • Zawarte Pana uwagi podzieliłbym na bardzo a) subiektywne i spekulacyjne, b) prawdziwe, c) nieprawdziwe. Prawdą jest, że nie zauważyłem, iż praca była litogafowana a nie fotografowana-to mój błąd do którego przyznałem się szybko. Do nieprawdziwych zaliczyłbym tę o usunęciu wpisu prawnika. Jest to nieprawda, o czym łatwo przekonać się przeglądając uważnie wpis. Nie usuwam niewygodnych dla mnie wpisów, wręcz odwrotnie publikuję je, choć bez przyjemności. Czystą jest Pana spekulacja, że moim wpisem zaniżyłem wartość pracy. Osoby gotowe wydać kilka milionów złotych nie czytają tego blogu. Miałem co prawda ofertę w przeszłości by pomóc zbudować kolekcję polskiemu multi milionerowi lecz spełzło to na niczym. Wiele razy już wykazałem na przykładach, że wpływ mojego blogu na rynek jest bliski zeru, może nawet jest dokładnie zerowy. Gdyby miał jakiś wpływ to polski rynek ‘Mitorajów’, podobnie jak plakatów prac Łempickiej sygnowanych już chyba przez prawnuczki artystki by dawno zanikł. Ten zaś rynek ma się zupełnie dobrze i kwitnie ku uciesze i Pana i innych. Działalność handlarzy w dziedzienie sztuki mnie specjalnie nie obchodzi, tak jak nie obchodzi mnie handlowanie płytkami (kafelkami) do łazieneki sprowadzanymi z Włoch czy też zabawek z Chin. Każdy orze jak może by utrzymać i siebie i rodzinę. To dzięki takim jak Pan ładne i dobrej jakości płytki ceramiczne są sprowadzane do łazienek nad Wisłą czy Wartą oraz prace malarskie polskich artystów. Nie widzę w tym nic złego bo handlowanie jest zawodem znanym od tysięcy lat. Jedynie pokazuję, że kolekcjonerzy mogliby kupować sami bez pośredników, bezpośrednio z domu aukcyjnego we Francji czy Niemiec. Jak widać, tego nie robią i wolą przepłacać kupując od Pana. Im też wolno jest przepłacać tak jak Panu wolno jest na nich zarabiać. Nikt nikogo do tego nie zmusza i nie jest to towar pierwszej potrzeby.

      Cena sztuki to w dużej mierze sprawa jej marketingu a nie wartości artystycznej o czym przekonało się na własnej skórze wielu artystów…lecz dopiero po swojej śmierci. Bardzo zadziera Pan swój nos myśląc, że Pana zajęcie podnosi wartość sztuki. Może jest Panu potrzebna taka nobilitacja by podnieśc własną wartość w swoich oczach? Moim zdaniem, znalazł Pan jedynie miejsce w tzw ‘food chain’ bo to inni kształtują rynek sztuki a Pan jedynie dostarcza im ‘towar’. Raz jeszcze, nic w tym złego jeśli da się z tego żyć.

      Wiele razy pisałem, że polski rynek w zasadzie mnie nie interesuje a jedynie sami czytelnicy dostarczają mi materiał. Wolno jest im wątpić i mnie wątpić i zadawać pytania, czynić obserwacje. Niektóre okazują się prawdziwe a niektóre nieprawdziwe. Jednak matematyka nie kłamie stąd obliczenia, że jednak czasami ‘coś nie gra’. Generalnie, jak mawia jeden z moich ulubionych polskich publicystów „czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty’. Stąd też wzbudzaja moją nieufność w polskich katalogach kilometrowe opisy, gdy wystarczyłoby podać proweniencję oraz bardzo rzetelny ‘condition report’. Panuje niestety pośpiech na polskim rynku, zatrudniane są osoby bez doświadczenia zawodowowego i dlatego dochodzi do kuriozalnych sytuacji o których już wielokrotnie pisałem. Nie chcę powtarzać przykładów. Ceny prac malarskich gwałtownie rosną w Polsce bo jest to czysta spekulacja – rosną w cenie bardzo dobre obrazy – i to rozumem – ale też ceny słabych i słabiutkich prac. Źle to świadczy o kondycji rynku, zwłaszcza braku edukacji kupujących i to jest bezwzględnie wykorzystwane.

      Po dziesięciu latach, prowadzenie blogu zaczyna mnie już nużyć, widzę, że nikogo niczego nie nauczyłem. Może nadszedł czas by ten blog zawiesić lub wprowadzić płatną subskrypcję a może włączyć się do handlu by konkurować z Panem? To by przynajmniej przyniosło mi jakieś korzyści materialne. A tak to tylko dokładam i dokładam do tego interesu.

      Dziękuję za list i pozdrawiam.

    • Co innego kiedy cena sztuki wzrasta organicznie, tj. w miarę poszerzania zasobności portfeli i naturalnego zainteresowania tego tyu dobrami, co innego kiedy wykorzystuje się ją jedynie jako instrument finansowy którego wartość bierze spię z sufitu czy właściwie z żyrandola. Uważam że Pan jako handlarz raczej nie ma co cieszyć się z tego jak aktualnie sprawy w Polsce wyglądają. Tego typu ekscytujące zabawy niektórych instytucji niekoniecznie są czynnikiem rynkotwórczym, mogą ewentualnie przyczyniać się do tworzenia jakiegoś monopolu na handel “najdroższymi” obiektami. Dodatkowo, to nie jest pierwsza sytuacja kiedy Desa podejmuje się akcji na zasadzie taniej kupię-drożej sprzedam, ostatecznie kończąc ze sporą stratą w rzekomym bilansie. Nie zmienia to faktu że wyniki aukcyjne są dumnie prezentowane, ludzie to czytają i wierzą w zawyżone ceny które “urzeczywistniać” może teoretycznie jedynie jedna z takich instytucji. Tam dla Pana jako uczestnika rynku miejsca nie ma, chyba że odpowiada Panu totalna wasalizacja i sprowadzenie do roli podwykonawcy.
      Kolekcjonerzy również nie będą zadowoleni, kiedy okaże się że bańka pękła, że ich wspaniale wyceniane prace wcale nie mają aż takiej wartości. Wtedy wszyscy razem wrócą do jakiegoś rodzaju społecznej niechęci do sztuki jako inwestycji, a Pan zostanie jako handlarz bez wspomnianego argumentu “wyceny przez cenę”. I jak wtedy Pan te wszystkie płótna czy cokolwiek innego będzie wynosił na firmament? 🙂 Oczywiście że sztuka powinna być droga- ale nie róbmy z rynku sztuki hucpy.

      Co do samego obrazu- już kiedy był wystawiany w Niemczech wszyscy mieli dużo pytań, zwłaszcza co do kombinowanego podpisu. Dodatkowo rzeczywiście trudno mówić o jakichkolwiek cechach starości, wszystko wygląda na prawie nowe. Wydaje się, że każdy myślący osobnik w takim przypadku spodziewałby się kompletnej dokumentacji, jakichś szczegółów których w tym wypadku nie widać- a obraz wart dwie bańki. Stąd ta cała dyskusja i nie widzę tu żadnych “bezpodstawnych rewelacji”.

      Niestety są takie osoby, tacy kolekcjonerzy, którym obecne status quo po prostu pasuje, jest dla nich wygodne. Kiedyś znajoma kolekcjonerka powiedziała mi, że tego bloga nie czyta bo ją “przeraża”, woli czasem sobie coś kupić bez wnikania w niewygodne szczegóły. I tak też pewnie jest z niektórymi klientami domów aukcyjnych, że paragon traktują nie tylko jako dowód zakupu ale też autentyczności. Trochę bardziej wybredni proszą o dodatkową opinie (vide: notka biograficzna artysty poszerzona o podpis sporządzającego dokument), natomiast kiedy sprawie przygląda się konserwator i mówi że właściwie to stylistycznie wszystko gra i obraz jest piękny tylko, cholerka, no pachnie nowością, ma nowe krosno, płótno również nie wygląda na stare- wszyscy są przerażeni, że ktoś próbuje cokolwiek kwestionować, następuje jakieś zbiorowe wyparcie i oczywiście zmasowana próba dyskredytacji renegatów. No bo przecież statyści z Desy muszą mieć racje- w końcu budynek taki ładny i elegancki od razu człowiek wie, że oni po prostu wiedzą co robią!

      Pozdrowienia dla wszystkich czytelników,
      WP

      • Ciekawy list. Jak zawsze dowiaduję się o czymś nowym. Mianowicie o tym, że ten obraz już przed aukcją w Siebers wzbudził zainteresowanie swoją ‘nowością’ i sygnaturą. Brakowało mi korespondentów z miejsca tamtego zdarzenia a tak to teraz powstał niesmak u wielu, mnie włączywszy. Zgoda, że wtedy był czas i miejsce by te sprawy wyjaśnić. Jednak, kupujący-handlarz zdecydował na podjęcie ryzyka i pociągnął wątpliwości już na krajowy rynek. Dlaczego zatem obecnie nie oddać tej pracy do solidnej pracowni konserwatorskiej, np. przy MNW by zamknąć mi i innym gębę na kłódkę? To przecież byłby ułamek kosztów kupna w Siebers a zysk z pozytywnej ekspertyzy niewspółmiernie wysoki.

        Inna rzecz z listu, która mnie jednak mocno ugodziła, to opinia znajomej korespondenta o złej wymowie mojego blogu na jej wiarę w rynek sztuki a tym samym omijanie blogu bo on ją przeraża. Jest chyba tak że, rynek stoi otworem i z uśmiechem otwiera szeroko drzwi przez takimi osobami jak ta pani. Inna rzecz, że ja nikogo nie zmuszam do czytania i każdy to robi na własną odpowiedzialność.

        Odnośnie cen sztuki to chyba mamy pierwsze ślady tąpnięcia na polskim rynku. Analizowałem dzisiaj wyniki aukcji październikowych (artinfo.pl) i wnoski można samemu wysnuć z ilości prac niesprzedanych i cen kupna. Polski rynek traktuje klientów trochę jak cash cow, bez względu na to czy prace są znakomite, dobre czy przeciętne. Tych przeciętnych a nawet słabych jest większość i tych ceny wzbudzają (wzbudzały) zawsze moje zdziwienie.

        Pełna zgoda co do reszty wywodów a tym samym moje niejakie zdziwienie, że są osoby podobnie co ja myślące.

  8. Mam małe pytanko do szanownego grona dyskutantów. Czy ktoś z Państwa jeździ konno? Bo ani rytownik ani powtarzajacy błędy rytownika kopista konia z bliska nie oglądali najwyraźniej. Parę z tych biednych zwierząt nie miałoby szansy dotuptać na pole bitwy. Biedny karusek za chwilę runie na ziemię. No, Brandt by tego zwierzęciu nie zrobił. Zaproście proszę jakiegoś rasowego koniarza do dyskusji :).

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Twitter picture

You are commenting using your Twitter account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s