
Zastanwia mnie kto pierwszy uznał, że namalowane przy linijce czarne kreski na zagruntowanym płótnie należy uzać za sztukę. Widziałem już wiele podobnych prac Stażewskiego, którym moja estetyka opiera się jak ciągnięty, zaparty osioł na drodze. Kto kupuje takie dziwolągi, jakie były malowane chyba jako złośliwy żart starzejącego się artysty? W tym przypadku nie jest to nawet oryginalny obraz lecz seriografia wydana w iliości 90 egzemplarzy (zabraklo już sił by dociagnąć do setki czty też analiza rynku wykazała, że 90 to dobry numer?). 500 euro to po przeliczeniu na złotówki może być blisko średnej emerytury w Polsce. Praca oczywiście nie ma tytułu bo pewnie sam artysta nie wiedział jak nazwac to co namalował a potem odblił w 90 egzemplarzach.
Juz wielokrotnie spotykałem sie z pytaniem zwiazanym z definicja sztuki tj. „sztuką jest to co robią artyści” to kto mianuje artystów?
Lot 1541. HENRYK STAZEWSKI 1894 – 1988. OHNE TITEL 1978. Serigraphie auf Karton. Signiert und datiert. Ex. 69/90. 59,7 x 59,9 cm. Estimate 500 euro. Venator & Hanstein KG, Buch- und Graphikauktionen. 09/28/19

Zgadzam sie z opinia na 100%. Dla mnie kategoria nonsens.
Jeśli ktoś ma odmienna opinie i uzasadni ją to też chetnie opublikuję.