Tamara Łempicka (1898 – 1980)

Tamara Łempicka. Roses

Lot 245. Tamara de Lempicka 1898 – 1980. Roses, signed LEMPiCKA (lower right), oil on board, 22 by 27cm., 8⅝ by 10⅝in. Framed: 40.6 by 48cm., 16 by 18⅞in. Painted circa 1938.  Estimate 80,000 – 120,000 GBP. Sotheby’s. 03/03/22. Sold 163,800 GBP

Martwa natura Tamary Łempickiej ze znakomitą proweniencją, historią wystawową, obraz wstawiony do katalogu prac wszystkich artystki, etc, etc. Dlaczego tak nisko praca ta jest wyceniona? Jest mała wymiarami, ciemna w kolorystyce i w dodatku jest to być może już schyłkowe malowanie artystki w stylu art deco. Tak to sobie tłumaczę.

Dla odwrócenia uwagi czytelników proponuje przyjrzeć sie poskiemu rynkowi prac lub ‘prac’ Tamary Łempickiej, gdzie zdesperowane domy aukcyjne starają się sprzedać komputerowe wydruki plakatowe jej wczesnych i bardzo dobrych prac za cenę do 50,000 złotych. Tego procederu dopuszcza się obecnie na aukcji 16 marca Sopocki Dom Aukcyjny plakatem „Autoportret w zielonym Bugatti” (cena wyjsciowa 30,000 zł i wycena 40,000 – 50,00 złotych).

Autoportret w zielonym Bugatti. Plakat nakład 400 sztuk

Zwracam uwagę na opis: serigrafia barwna, papier, 81 x 63 cm zadruk, sucha pieczęć l.d.: TAMARA de LEMPICKA, numerowana l.d.: 389/400, p.d.: PUBLISCHED BY DK ART. PUBLISCHING INC. / PRINTED BY KOLIBRI ART STUDIO. INC. Dołączony certyfikat córki artystki Kizette Łempickiej. Córka artystki już nie żyje, żyją tylko ceny wydmuchane w SDA. Czy ktoś da się tam nabrać? Na pewno tak. Tyle, że kupujący, jak już otrzeźwieje po zakupie, to będzie przeklinał SDA jak teraz świat przeklina Putina. Dodam, że Dom Aukcyjny Libra sprzedał 28 lutego plakacik tej samej pracy, bez suchej pieczęci, za jedyne 1,500 złotych i nie mam zastrzeżeń do tej sprzedaży bo to jest sprzedaż plakatu. Zatem, odcisk suchej pieczęci Kizette Łempickiej jest warty w SDA aż 48,500 złotych. Córuś Tamary łempickiej napracowała się bardzo bo przystawiła aż 400 pieczęci do tego ogromnego nakładu. Zapracowała ciężko na ten chleb i pewnie  nadwyrężyłą sobie rękę od przyciskania.

Inny przekręt widzimy w sławnym Polswiss Art gdzie inny plakacik, ‘Dziewczyna z mandoliną’, będzie licytowany 15 marca z wyceną 25,000 – 30,000 złotych. Wg opisu jest to: serigrafia, papier, 98 x 60 cm ed. 153/195, sygn. p.d. pieczęcią TAMARA de LEMPICKA ed. l.d.: 153/195 (praca posiada certyfikat córki artystki Baronessy Kizette de Łempickiej). Dodam, że czasmi do nazwiska córki artystki dpodaje się tytuł ‘baronessa’ co brzmi bardzo poważnie i zdecydowanie podwyższa cenę czegokolwiek.

Dziewczyna z mandoliną. Nakład 195 sztuk

Jak widać, polskie domy aukcyjne nie ustaliły między sobą wycen komputerowych wydruków. Za ten sam papier i tusz drukarski płaci się w Polsce od 30,000 do 50,000 złotych. Czy ludzie nabiorą rozsądku i zaczną traktować te domy aukcyjne tak jak domy aukcyjne ich traktują, tj. jak idiotów? Wielkorotnie już pisałem na ten temat, szargam świętość domów aukcyjnych i ….cisza. Nawet pozwu sądowego Pampkin stamtąd mi nie przyniesie. Widać kto ma rację.

Jako parszywy żart domów aukcjnych dodam, że spodziewają się one dodatkowo opłaty droit de suite za te plakaty. Oryginalne prace wykonała Tamara Łempicka w latach 30-tych XX wieku, plakaty wykonane zostały pod koniec XX wieku i teraz oczekuje się, że te plakaty to rewelacyjna sztuka warta dodatkowych 5%. Co na to domy aukcyjne, co na to Stowarzyszenie Antykwariuszy i Marszantów Polskich z nowym presesem z którym niedawno korespondowałem? Czy to nie jest oszustwo jadące na tym pierwszym plakatowym oszustwie? Zakończę ten paragraf cytatem Franciszka Starowieyskiego: “Myśle że praw do wynagrodzenia nie powinni mieć spadkobiercy. To z reguły hieny, które żerują na przodkach“.

Na marginesie plakaciarstwa Tamary Łempickiej dodam jeszcze, że proceder ten ma się całkiem dobrze w Polsce: Desa Unicum sprzedała od grudnia 2021 do chwili obecnej aż trzy podobne bullshity od 35,000 do 50,000 złotych. Witamy na giełdzie papierów (bez)wartościowych)!

Odpowiedź Prezesa Stowarzyszenia Antykwariuszy i Marszandów Polskich

Szanowny Panie,

Mając na uwadze komentarze pojawiające się na Pańskim blogu oraz wierząc w jego szeroki zasięg wśród miłośników polskiej sztuki chętnie odniosę się do poruszonych kwestii. Mam nadzieję, że uda mi się to uczynić w możliwie krótki i zwięzły sposób – prosiłbym zatem o opublikowanie pełnej treści przesłanej dzisiaj wiadomości.

Na wstępie muszę zaznaczyć, że w tej formie dyskusji nie do końca odpowiada mi forma całkowitej anonimowości moich adwersarzy, ponieważ zazwyczaj zachęca ona do agresywnego zaostrzania dyskursu i obniżania wartości merytorycznej wypowiedzi jedynie po to by wyładować rozmaite frustracje. W tej kwestii liczę na właściwą moderację z Pana strony.

Proponowałbym również, aby nie używał Pan analogii do aktualnej, międzynarodowej sytuacji politycznej, a zwłaszcza do bestialskich posunięć rosyjskiego dyktatora. Tego typu porównania są w mojej ocenie daleko nie na miejscu.

A teraz odnosząc się do poruszonych kwestii:

  1. Stowarzyszenie Antykwariuszy i Marszandów Polskich nie jest regulatorem rynku, nie decyduje o tym kto może działać na polskim rynku ani czym ma handlować. Od lat edukujemy uczestników polskiego rynku sztuki i staramy się propagować dobre praktyki – nie możemy jednak negować wysokonakładowych edycji sitodruków ze względu na ich niską unikatowość czy też fakt, że są to prace o charakterze czysto dekoracyjnym. To jest rola wolnego rynku, wspartego odpowiednią edukacją i krytyką artystyczn
  2. Kwestia droit de suite (będącego pewnym, szczególnym rozwinięciem prawa autorskiego) jest w tym przypadku dość jednoznaczna w obrębie interpretacji obowiązującej ustawy o prawie autorskim – do momentu upłynięcia 70 lat od śmierci artysty nikt w zgodzie z prawem nie może samodzielnie powielać dzieł artysty bez zgody jego spadkobierców (czyli np. drukować czegokolwiek z wykorzystaniem np. dzieł Tamary Łempickiej), a spadkobiercy mają prawo pobierać opłatę droit de suite od każdej odsprzedaży tego dzieła. Nie antykwariusze stworzyli to prawo w Polsce – mogę zapewnić jedynie, że będziemy pierwsi w działaniu jeśli pojawi się szansa na jego uchylenie bądź zawieszenie. Aktualna sytuacja w tym obszarze rynku jest pokłosiem bardzo aktywnego i agresywnego działania kancelarii prawnych reprezentujących rodziny najbardziej znanych artystów, których prace osiągają relatywnie najwyższe ceny.
  3. Reasumując – obecność na rynku i sukcesy sprzedażowe prac takich jak wspomniane odbitki prac Tamary Łempickiej nie wynikają ze spisku czy zmowy rynkowej, a głównie ze słabego wyedukowania sporej części klientów polskiego rynku sztuki. Proponowałbym skupienie się na rzetelnym informowaniu i edukowaniu czytelników o niskiej wartości kolekcjonerskiej tego typu prac oraz o zagrożeniu utratą ich wartości ze względu na sporą podaż z zachodnich rynków. Sama obecność tego typu prac w katalogach aukcyjnych nie jest żadnym wykroczeniem – są tam głównie ze względu na aktualny, spory popyt, który rychło może przeminąć. Tego typu sytuacja będzie już indywidualną, etyczną odpowiedzialnością każdego antykwariusza czy domu aukcyjnego przed klientami którzy dokonali tego typu zakupów.

z serdecznym pozdrowieniem

Maciej Jakubowski
Prezes Stowarzyszenia Antykwariuszy i Marszandów Polskich

(03/04/22)

Moja odpowiedź:

Szanowny Panie,

Dziekuję Panu za wyważoną replikę. Blog jest czytany, ale jak do tej pory moja krytyka spotyka się z mizernym odzewem. Większość i czytelników woli milczeć a domy aukcyjne ignorują PAC.

Anonimowość blogu ma swoje złe i dobre strony. Szanuję życzenia czytelników i nie publikuję ich danych. Również sam pozostaję anonimowy i na ten temat kiedyś już wymienialiśmy listy. Dodam, że jako moderator blogu nie dopuszczam wulgarności, choć mnie samemu cisną się złe słowa na podstawie własnych obserwacji lub informacji od czytelników. Celowo też obecnie użyłem określenia ‘putynizacji’ mając na uwadze w tym przypadku bezczelne wciskania bezwartościowych i wtórnych plakatów Tamary Łempickiej na polski rynek. Jest to brutalny proceder i bardzo bezwzględny.

  1. Dobrze rozumiem wartość różnych sitodruków, akwatint, etc wykonanych i sygnowanych osobiście PRZEZ artystę. Te wykonane po śmierci artysty przez jego (jej) potomków uważam, że wartości nie mają. Rynek jest rzeczywiście wolny i można sprzedawać co się chce i za dowolną cenę. Jednak powinny istnieć jakieś dobre obyczaje hamujące wycenę wtórnych plakatów na poziomie 50,000 – 60,000 złotych. To nie są niskonakłowe obiekty (400 egz.!), choć mogą mieć wartość dekoracyjną, np. do biura czy na peron stacji kolejowej. Ich wycena to kwestia braku uczciwości domu aukcyjnego i dość chamskiego szukania klienta z portfelem lecz bez znajomości tego tematu. Nie chę być jedynym edukatorem w tej sprawie bo Związek, któremu Pan przewodzi mógłby coś opublikować. Moje opinie można ignorować lecz opinia Związku którego Pan jest Presesem będzie miałaby zupełnie inną wartość.
  2. Skłaniam się do opinii, że w Polsce opłata droit de suite jest kolejnym podatkiem, który jest wkładany na barki kupującego. Proszę mi podać przykłady w jaki sposób rodzina spadkobierców np. Kossaków otrzymała te opłaty. Ciekaw jestem statystyk które by stwierdziły ile pieniędzy z tego tytułu zostało ściągnięte z rynku w ubiegłym roku lub w roku 2020 a ile z tego zostało przekazane rodzinom artystów. Być może ma Pan dotęp do tych danych bo ja nie mam i nie potrafię ich odszukać. Skoro jest takie prawo i antykwartiusze go przestrzegają to niech panuje przejrzystość. Trudno mi jednak zgodzić się by nazwać ‘dziełem artystycznym’ drukarkowy wydruk kopii pracy (namalowanej olejem 90 lat temu) na ‘specjalnym jakości’ papierze, z użyciem atramentu. O tym właśnie pisałem.
  3. Warto podyskutować w punkcie trzecim. Pozostaje mi jedynie zapytać jak do tego doszło i dochodzi, że ci co sprzedają ‘niskiej wartości kolekcjonerskiej tego typu prace, o zagrożeniu utratą ich wartości’ cały czas prowadzą ten proceder? Żaden z dziennikarzy piszący w zachwytach o wspaniałości polskiego rynku antykwarycznego, o znakomitych inwestycjach, nie wspomnina o tych lub podobnych przekrętach. Tych dokonuje Sopocki Dom Aukcyjny, Desa-Unicum, Polswissart (ostatnie przykłady), czyli domy aukcyjne chwalące się przybliżaniem polskiej sztuki społeczeństwu i rzekomo działające dla niego dobra. Wydaje mi się, że pewien ‘spisek’ istnieje wsród tych domów by promować badziewie dla własnego jedynie zysku, bez oglądania się na dobro zagubionego klienta. Jest to rzeczywiście legalne ale równocześnie nietyczne i wzbudzające jedynie moje głębokie obrzydzenie. Pisze Pan, ‘Proponowałbym skupienie się na rzetelnym informowaniu i edukowaniu czytelników o niskiej wartości kolekcjonerskiej tego typu prac oraz o zagrożeniu utratą ich wartości ze względu na sporą podaż z zachodnich rynków’. Proszę mi zatem powiedzieć co innego ja (Polish Art Corner) robię? A może myśli Pan o podjęciu przez Stowarzyszenie Antykwariuszy i Marszandów Polskich takiej akcji uświadamiającej? Jeśli tak, to chętnie użyczę przykładów publikowanych na blogu od dziewięciu już lat i chętnie nawiążę owocną współpracę. Mam też i inne w zapasie, nadesłane mi przez czytelników. Proszę nie rozgrzeszać domy aukcyjne za ich grzechy i zwalać winę na słabo wyedukowanych klientów. Myślę, że z ‘etycznej odpowiedzialności przed klientami’ antykwariusze i domy aukcyjne śmieją się głośno i do rozpuku. Zbliża się Wielkanoc i widzę już jak stoją w kolejce do konfesjonałów.

Z wyrazami szacunku,

Polish Art Corner (03/05/22)

Szanowny Panie, 

poniżej mój komentarz do zamieszczonego w imieniu SAiMP na pańskim blogu tekstu. 

“Reasumując – obecność na rynku i sukcesy sprzedażowe prac takich jak wspomniane odbitki prac Tamary Łempickiej nie wynikają ze spisku czy zmowy rynkowej, a głównie ze słabego wyedukowania sporej części klientów polskiego rynku sztuki. Proponowałbym skupienie się na rzetelnym informowaniu i edukowaniu czytelników o niskiej wartości kolekcjonerskiej tego typu prac oraz o zagrożeniu utratą ich wartości ze względu na sporą podaż z zachodnich rynków. Sama obecność tego typu prac w katalogach aukcyjnych nie jest żadnym wykroczeniem – są tam głównie ze względu na aktualny, spory popyt, który rychło może przeminąć. Tego typu sytuacja będzie już indywidualną, etyczną odpowiedzialnością każdego antykwariusza czy domu aukcyjnego przed klientami którzy dokonali tego typu zakupów.”

W nawiązaniu do powyższej opinii wypada, poruszyć następujące kwestie. 

To, że istnieje wolny rynek nie znaczy, że istnieje przyzwolenie na nadużycia. To, że prestiżowe instytucje nie reagują, bo wolą stać po stronie bogatych właścicieli domów aukcyjnych i najbogatszych spekulantów, nie jest dla mnie zaskoczeniem. Lepiej przecież pić dobrego szampana w eleganckich wnętrzach podczas wernisaży i eventów. Lepiej być uznanym w towarzystwie tzw. krytykiem i bić brawo sztuce ponowoczesnej, sitodrukom wypuszczanym na rynek przez prawnuki, którzy artystę widzieli w najlepszym wypadku na czarnobiałej fotografii. Ale potrzebują pieniędzy, co jest najlepszym na świecie powodem i przyczyną tej chucpy. To nawet większy pic niż sztuka ponowoczesna, żeby wykonać bowiem postmodernistyczny bohomaz, trzeba przynajmniej ruszyć ręką, kupić płótno, wylać farbę, zadbać o „przychylność” krytyków. W przypadku tych odbitek wystarczy powiedziałbym „chęć szczera pieniędzy zarobienia”. Chciałbym znaleźć w poczytnych magazynach opinie zacnych członków SAiMP na temat nieetycznych zachowań, niekorzystnych zjawisk na rynku sztuki. Chciałbym znaleźć ślady wywieranej na czołowe domy aukcyjne presji w relewantnych kwestiach. Jakieś ostrzeżenia przed bańką na rynku sztuki. Chciałbym rzec „lećmy” jednak… nikt nie wola. 

Niestety wszystkie podmioty tej układanki popadły w samozadowolenie, rozkładając ręce w bezradności i rownocześnie zacierając ręce – na myśl o kolejnych rekordach i sukcesach aukcyjnych. Pieniądz lubi ciszę, nie wolno krytykować własnego środowiska zawodowego. 

Istotnie tak to już jest, że skoro instytucje prestiżowe, tzw. krytycy, dziennikarze branżowi – nie reagują, „prości”kolekcjonerzy biorą sprawy w swoje ręce. Na skromnych blogach, trafnie i merytorycznie punktują patologie i nadużycia. Nie są bowiem zepsuci, nie są częścią układu branżowego i stać ich – podobnie jak gospodarza tego blogu – na niezależność i obiektywizm. 

To są dwa wyznaczniki tego blogu i wielu publikujących tu autorów. Po pierwsze niezależność. Nie należymy do zacnych stowarzyszeń, nie zarabiamy na nakręcaniu rynkowego szału, nie piszemy płatnych artykułów, nie utrzymujemy się z tego co spada z „pańskiego stołu” wielkich domów aukcyjnych. Wydajemy prywatnie zarobione środki na malarstwo i rzeźbę. Tylko tyle i aż tyle. 

Jesteśmy też obiektywni bo stać nas na obiektywizm. Mamy swoje zawody i jakieś tam sukcesy finansowe. Nie jesteśmy w żaden sposób powiązani z domami aukcyjnymi zawodowo, kapitałowo, towarzysko. Możemy bez obaw o reakcję kolegów ze środowiska opiniować fakty. 

I takie też są nasza opinie, proste i czytelne: sprzedawanie za duże pieniądze odbijanego chłamu w pięknych wnętrzach domu aukcyjnego – nie zwiększa wartości wewnętrznej tego chłamu. nadal jest to beznadziejna praca. Tak jak ustawienie autobusu miejskiego w salonie Ferrari nie czyni z tego pojazdu Ferrari. Jest to mistyfikacja obliczona na łatwy zarobek rzecz jasna. Po drugie spekulowanie dziełami sztuki, podbijanie cen poprzez ustawione aukcje, manipulowanie popytem i podażą, jest nie do utrzymania w długim terminie. Ostatecznie rynek zweryfikuje te ceny. Parafrazując Warrena Buffeta zobaczymy, kto pływał nago. Spodziewam się, że większa część tego basenu (a może bagna) zostanie bez majtek. Mało tego, okaże się, że wielu nawet nie pływało ale chodziło po dnie basenu ruszając dla niepoznaki rękami. Ale „rynki finansowe” czyli spekulanci powiązani z domami aukcyjnymi zarobią w tym czasie ogromne pieniądze, poprzez umiejętne „wypłukiwanie złota z powietrza”. 

Podsumowując, sugerowałbym nieśmiało zacnemu SAiMP więcej samokrytyki. 

Pozdrawiam, W.

Tadeusz Kantor (1915 – 1990)

Tadeusz Kantor.

Z punktu patrzenia na historię teatru Kantora to może być ciekawa pamiątka jego zrealizowanego projektu. Z punktu patrzenia na sztukę nie jest to praca na którą chciałbym patrzeć codziennie tak jak przykładowo patrzy zagubiony człowiek na poniższej wyreżyserowanej fotogtafii. Są lepsze prace a w dodatku dom aukcyjny Grisebach każe teraz dodać 32% młotkowego do wylicytowanej ceny. Dom aukcyjny i ta aukcja stworzone dla szaleńców.

Lot 2064. Tadeusz Kantor (Wielopole 1915 – 1990 Kraków). Clothing storage. 1971. Felt-tip pen, opaque white and India ink on paper. 29,6 × 35,2 cm (11 ⅝ × 13 ⅞ in.). Dated and signed in the lower right: 1971 T Kantor. Estimate 1,500 – 2,000 euro. GRISEBACH GmbH. 03/06/22